23 kwietnia 2011

Nowa Zelandia - półwysep Coromandel

Półwysep Coromandel wije się wąską, malowniczą drogą wzdłuż oceanu. Mimo swej popularności ze względu na piękno natury, bez trudu pozwala zaszyć się w głuszy i otoczeniu przyrody. Oprócz widoków i złotych, piaszczystych plaż zobaczymy tam kolonialną architekturę, stare kopalnie złota, ślady maoryskich wiosek, subtropikalne lasy deszczowe. Jednak bez wątpienia na dłuższy pobyt ten region spodoba się tym, którzy nie boją się usłyszeć własnych myśli.














Na półwyspie czekają jedne z piękniejszych plaż Nowej Zelandii. Jedna z nich szczególnie nas interesuje ze względu na dość osobliwe właściwości. Podobno tutaj, bez względu na wiek, widok człowieka z wiaderkiem i łopatką nikogo nie dziwi. Postanawiamy to sprawdzić. Rzeczywiście - w stronę oceanu zmierzają ludzie z łopatami :o 




Hot Water Beach, bo o tym miejscu mowa, to plaża, pod którą znajdują się gorące źródła. Wystarczy przyjechać podczas odpływu, wykopać dołek, który natychmiast wypełnia się gorąca wodą, ułożyć wygodnie i rozkoszować naturalnym SPA do chwili przypływu, kiedy fala Oceanu połknie naszą wannę. Woda wypływa naprawdę gorąca, nawet 60ºC - chłodzi się ją dolewając zimniejszej z oceanu.

Z daleka widzimy zgraję ludzi skupioną wokół jednego miejsca i zawzięcie grzebiącą w piachu. Przyglądamy się leżącym, oni zuchwale przyglądają się nam. Zachęcają do pomoczenia stopy, podśmiewamy się niedowierzająco, jednak taplamy stopami... ach, jak cieplutko! błyskawicznie zrzucamy ubrania, pożyczamy łopatę od sąsiadów i już po chwili leżymy w pięknie okopanym błotnistym basenie wypełnionym gorącą, źródlaną wodą. Jak starzy wyjadacze obserwujemy nowych przybyszów i ubaw mamy pod pachy - każdy ma minę dokładnie jak my przed chwilą :)










Po kąpieli warto pojechać na punkt widokowy Hahei.







W miód i świeże owoce zaopatrujemy się na trasie. Krótkie zjazdy z głównych dróg prowadzą do sadów i gospodarstw rolnych, oferujących szeroki wybór sezonowych warzyw, owoców, soków i przetworów domowych oraz miodów.





Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy w Krainie Kiwi :)









Praktyczne info:
  • zalecana wcześniejsza rezerwacja noclegu; my tego nie zrobiliśmy i późnym wieczorem, zamiast wylegiwać się w łóżku z książką, jeździliśmy od jednej backpackerni do drugiej – wszędzie komplet. Cudem znaleźliśmy motel w Coromandel, którego właściciel, p.Trebes, natychmiast pochwalił się polskimi korzeniami. Wyciągnął książki i mapy, pokazał skąd pochodzili dziadkowie. Interesuje go polska historia i losy jego rodziny. Nigdy nie spotkał żadnego Polaka. Cieszył się ze spotkania. Właściwie w czasie całej podróży spotykaliśmy Polaków trzy razy, ale żaden od lat nie mieszka w Polsce.


Brak komentarzy: